Czy warto się skusić na pigmenty z Glamshopu?

sobota, 21 października 2017
Dzień dobry!

Przy okazji prezentacji moich ostatnich zakupów w Glamshopie, zaprosiłam Was na osobny wpis z recenzją pigmentów od Hani, które pojawiły się w sprzedaży w tym miesiącu i już mają dużą rzeszę zwolenników. Wiemy jednak, że w przypadku kosmetyków, jednym coś się podoba, a innych odrzuca. W tym wpisie, szczerze i bez ogródek powiem, czy jestem na tak czy nie, jeśli chodzi o te nowości :)



Wybrałam siedem na początek. Zdecydowałam się na : różowy rubin, rudy róż, różę herbacianą, 24 karaty, bestseller, satynę i denaturat.  Każdy z nich jest zamknięty w uroczym słoiczku z sitkiem, które możemy usunąć. Za 15 zł otrzymujemy 5 ml produktu. Kolory są bajeczne i aż się do nas uśmiechają :) 


Muszę przyznać, że gdy tylko dowiedziałam się o pigmentach, kusił mnie cały zestaw, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że lepiej kupić kilka, przetestować i dopiero dokupić te, które mnie zainteresują. Istnieje przecież ryzyko, że te produkty zupełnie nie przypadną mi do gustu...


Do pigmentów dobrałam pędzel polecany przez Hanię, jako idealny przyrząd do aplikowania cieni sypkich na powiekę. Mowa o pędzlu Glambrush O113 - jest to płaski, syntetyczny pędzelek do oczu. Świetny do nakładania korektora i cieni; języczkowy kształt pozwala na precyzyjną pracę.


Muszę przyznać, że jak na razie pędzelek nie trafił do moich ulubieńców, ale już mam na niego chętną osobę.  U mnie sprawdził się niepozorny pędzelek z Makeup Revolution, który dostałam kiedyś do jakiejś palety cieni. Dlaczego bardziej mi odpowiada? Bo jest mniejszy i w ten sposób idealnie nadaje się do celu, o którym mowa w tym wpisie :)


Jeśli chodzi o pigmenty, nie są to pierwsze tego typu produkty w moim kufrze. Wcześniej królowały u mnie pigmenty MAC, Inglot i Kobo. Muszę jednak przyznać, że produkty przygotowane przez Hanię, są niebywałe! To jaki efekt zapewniają na powiece, ich jakość, sprawiają, że chcę ich więcej i więcej. Niewielka ilość nałożona na klej do brokatu Nyx sprawia, że makijaż nie jest zwyczajny. Każdy z nich podoba mi się na swój sposób, każdy kolor czymś zachwyca. Na tyle zachwyca, że już myślę o tych, które bardzo by mi się przydały, a których nie zamówiłam. Pigmenty nie znikają w ciągu dnia, nie osypują się. Są bardzo dobrej jakości i nie mogę im nic zarzucić. Według mnie, to jedne z lepszych tego typu produktów na rynku. A patrząc na ich cenę, są najlepsze, bo w parze z ceną idzie jakość.


Powyżej widzicie swatche moich pigmentów, a więc od góry: bestseller, różowy rubin, denaturat, róża herbaciana, satyna, 24 karaty, rudy róż. 

Sami widzicie, że każdy z tych kolorów zachwyca, dlatego nie umiem wybrać tego najpiękniejszego. 
Jeśli zapytacie mnie, czy jestem na tak czy na nie, to odpowiedź jest oczywista, zdecydowanie tak! Już czekam na kolejną zniżkę, aby wybrać brakujące odcienie. A jak Wam się podoba ta nowość Glamshopu?

6 komentarzy:

Zostaw po sobie ślad, będzie mi bardzo miło przeczytać Twoją opinię. Nie musisz zostawiać twojego adresu do bloga. Jeśli zostawiasz komentarz, z pewnością Cię odwiedzę :)